przenosić góry w powietrzu
w inny wymiar wprowadzić duszę
rany zmyć jak na kartce atrament.
Kochania wiatr gonimy z rozpędu
w chwilach zapomnienia, szybujemy wysoko,
porywa nas niczym fala wezbrana
czasami wygasa i strąca do cierpienia groty.
Kochanie to nie powinność, lecz dar od losu,
recepty nie znajdziesz w pobliskiej aptece,
ten napis wyryty na pomniku serca,
nie zawsze zetrze się wraz z upływem czasu.
Za każdym razem inne niesie relacje.
Czasem wprawi w zakłopotanie,
innym zaprosi na ciał degustację.
Dla mnie jest jak wymarłe drzewo,
co czeka na lepsze czasy.
Chciałbym żeby wróciła nadzieja,
drżącymi wargami znów szeptać
miłosne wyznanie księżycowi,
aby chmury przegonił przede mną,
anioła ujrzeć ponownie w kobiecej postaci.
Ja swoją drogę przeszedłem,
obojętność ogarnęła puste pokoje,
wspomnienia pozostały żywe,
a pióro nie pisze nowego rozdziału.