szkło szlamem zalane,
przestrzeń dla nas uczyniona.
Powietrze jeszcze nie rozwiane.
Drzew szare plamy ociemniałe,
za nimi kropla dachówek upłynniona.
Wstęga zbóż, pejzaże zdruciałe,
trawą nozdrza i niezapominajka wieziona.
Wysiad zbyt trudny, trzask znajomy,
tu wzrok zapadnie w liliowe kolory.
Palcem, zachętą, niby niewidomy,
dojrzę, będąc z inną, popielate przed-wieczory.