w wąwozie kowboje czekają na tango
za chwile potańczą
za cenę złota, życie znika jak fantom
odznaka błyszczy szeryfa wśród zgliszczy
za późno przybył na miejsce krwawej gonitwy
grzechotnik zostawia zygzaka na piasku
brudna koszula,twarz opalona
ten co broni prawa w tym mieście
kopię butem w ciało grubego gringo
przewraca go twarzą do słońca
mówi do siebie
-było odpalić z łupu kilka dolarów
to nie powiedziałbym kowbojom
że tędy jedziecie
słońce prażyło,kłęby kurzu wokół
ludzie pytają
-co szeryf o tym myśli
on pewny siebie, kaktusy wszędzie
-myślę że to dzicy Apacze
bo znalazłem pióro jastrzębie