I plamy czerwieni niczym krzyk
Spacer ulicą ku podłużnej alei
Gdzie się gubi pogłos aut
Ku istotom wszytym w cień
Echem swych głuchych skarg
Pośród korowodu mglistych rojeń
Wychynających z załomów ścian
Z papierosem żarzącym w ręku
I w dymie falujących smug
Z wolą jak struna rozpiętą
Pośród pragnień spowitych w brud
Gdzie niebios nieprzeniknionych głąb
Tną w pasach mrocznych strug
Sznury z bielizną wiatrem wydętą
Pożółkłych starych Koryntu cór