Jak zjawy świtu stępione
w bezobrocie grzmienia
w utarciu śmierci
latawce zdarzeń
przeupatrzonych
w więdnięcia skażeń
( ułudy bezimiennie błądzonych )
gdzieś lekko płyną chmury
zostają łzy
zapadają śnienia
i marzną by
utracić się
na zawsze
w istocie bezistnienia