przystanęła boso
w kącie ogrodu.
Lubiła nasłuchiwać odgłosów,
budzących się do życia
nocolubnych stworów
i zapach opadającej
na stulone stokrotki rosy.
Biegło
wprost na nią,
jak zwykle zziajane,
zamyślone,sfrustrowane
z ogromnym plecakiem
niepewności.
Dotąd,
nie mogła go pochwycić
mimo,że wydawało się być
na wyciągnięcie dłoni.
- jedyna okazja do konfrontacji
przemknęło jej po głowie.
Nieznacznie wystawiła
wilgotną stopę.
To wystarczyło by
zakłócić nerwowy bieg
zmęczonego podróżnika.
Wyrżnęło nosem,
prosto w kępę ostrego
jak brzytwy perzu.
Uśmiechnęła się
z satysfakcją.
Podniosło
zniesmaczoną żartem twarz,
pooraną źdźbłami trawy.
Miało jej oczy.