odnalazła mnie podmuchami zimy
ostre sople na wielkim lodowcu
tajemniczym puchem zimna okryła
w jej śnieżnej samotnej postaci,
odnalazłem ciszę wypełniającą wnętrze
bez zgiełku skostniałych konwenansów świata
ani zbroczonej postępkami ziemi
chwyciłem dłoń lodowej pani
ręka zdrętwiała powiewem chłodu
mroźne sanie zawróciły nagle
w sercu już wiosna się mieniła
wyjrzała zza lustra przeszłości przez okno
rozrzucając kaczeńce i fiołki pod nogi
światło rozdarło mroczne zakamarki
a ręką znów odzyskała czucie
palce przebiegły po zmurszałym dębie
otoczonym setkami podobnych do siebie
kruche konary bujały się na wietrze
wśród dźwięków nie do uchwycenia
a ja stałem zdumiony tym tańcem
samemu pragnąc się z nim połączyć
zrozumiałem że mam kolejną szansę
tabula rasa wciąż do wypełnienia
minął dzień ledwie mała chwila
gdy dosłyszałem szept zza moich pleców
gnaj pędź na te równiny bezdroża
gdzie fale kołyszą mimo braku wody
tam pragnienia inne ugasić zdołasz