bez mapy, kompasu, bez znaków.
Brnąłem w ciemność upartą,
nie licząc już, upadków.
___________________O, zapomniałem o Tobie!
Kamień jeden po drugim,
toczył misternie pod nogi.
Palcem stukałem, potykałem nim.
Lecz nie dojrzałem przestrogi.
___________________O, zapomniałem o Tobie!
Stopy bolały, idąc trwałem.
Czart dobro-złem, a nim dobro-omamił,
wszystko wspak odbierałem.
Zbity, zlękniony. Ducham nie stracił.
___________________Czy, Tyś patrzył za mną!?
Stanąłem, z duszą w jedno,
na nowo, wysoko wzrok wzbiłem.
Zmęczony, zmęczona, życia dno.
W niebo, nas złożyłem.
___________________Czy, jeszcze mnie widzisz!?
Z kamieni, polepa skruszała,
kłamstwo, egoizm wszelkie plugastwo.
I ujrzałem, drogę – nią prawda…
Stałe, niezmienne jej świadectwo.
___________________Ach, Tyś oczy mi splunął!
Ojcze, Ojcze z daleka wołałem.
Na klęczkach przed Tobą, pokorny.
Bardzo żałuję, przyznaję zgrzeszyłem.
Ja, syn marnotrawny.
___________________Ach, drzwi otworzyłeś!
Podałeś rękę, teraz razem,
idziemy, jeszcze płaczę…
Ołtarz nakryty, Amen,
Ciii synku, mocno wtul się.
_______Tak, teraz módl się, kochaj i smakuj.