na kolcach trzyma krwi dostatek
wydrapana dziura
sufit sklepieniem niechcianych słowa matek
wazelina z ust
glinianym dzbanem kto pragnienia gasi
pióropusze dusz
nim echo powróci ty już nic nie stracisz
stuk stuk stuk
więc otwórz ostemplowane piętnem trzy kolory
jesień mrok i głos
każdy z nas ma coś
co w głowie przestawia wytyczone tory
dalej drugim dnem
przekraczaj zakręty
cięciwy spoiwem
potrzyj skronie w dzień
te cienie pochowaj
w labiryntach deszczu
olejną farbą znikną
kamienie serca z mgły
a ty strojem karmazynowej aury
podniesiesz łzy przystani
i będziesz wciąż wadliwy
na przekór idealny