ścięgna tłamszą rodowody
co dzień skaczesz przez przeszkody
prozę życia zwąc błędami
szczery przekaz miejskiej głuszy
sens w bezsensie tworzy ciszę
wiatr wargami sny kołysze
słońce troski myślom suszy
nad nogami tęczy bezkres
deszczu strugi pod krawatem
słona woda ognia bratem
kresy powiek tworzą przestrzeń
serce pyta dokąd zmierzam
ja odpowiem miejskim tropem
gdzie stagnację złapię w krocze
a bezpański świt zamiera
szum poezji słowa nucąc
przerwę tamy modrej nocy
będę jak ci dwaj prorocy
co odeszli bliskich smucąc