Grzęznąc tak po szyje w nerwicy zachodu
Pożółkłym promieniem cedzi poematy
Upada po równi w pułapki obwodu
Pieści swoje trzewia wnętrzności na polach
Bezbarwnie niewinnych - bez bólu ich drogi
Ciało już niebieskie wychodzi przez gardło
Dno się rozstępuje - ruchome podłogi
Dryfuje nad ranem słoneczną podróżą
Bo niebo i ziemia też mają co chciały
Dla słońca poranne deliria się dłużą
I w słońca owalu swą nagość zastały