wnętrze milczy czasu skargą
ciężkie myśli wciąż z pogardą
drapią w cegle życia sposób
dnieje każdym szarym murem
zmysł otacza drewna pyły
co więc zrobić kiedy żyły
walczą z niewidzialnym sznurem
czy kolory kiedyś wrócą
oko zalśni błyskiem ognia
zanim ludzie jak pochodnia
stopią resztki szat dygocąc
czy zaśniemy na mieliźnie
słowa krążąc przerwą tamy
co ze światem kiedy ramy
pokrywają naszą bliznę
może znajdę drugie ciało
nowy wykres łzami stworzę
żale stoczą się nad morze
bo dotyku wciąż za mało