przez życie
dziurawym pontonem
strach
zaklinał rzeczywistość
a woda
przelewała winy
mogłem tak pływać
pochłonięty
bagnistym deszczem
iluzorycznych wątpliwości
a jednak
poluzowałem uchwyty wiatru
dłonie grząskie
wodą spienione
jak twarz buldoga
gotowego do ataku
podrywane krzywdą
marszczyły linie przegubów
odarty z szat
w rozległych pustostanach
wyliczałem krawędzie
wierzchołkom teraźniejszości
przyspawany do lasu
purpurowych chmur
i jeziora
niewydarzonych smutków
doszedłem do końca
no pasaran
bo dalej
tylko głupota
miesza się z wolnością