na zgniliźnie dębu fotografii kliszą
albo poprzestawiać drepczącego ślady
tak aby nie zgubił drogi do kochanki
tej jednej jedynej która nie oszuka
nie splami honoru na garbatym nosie
krępujące chwile nie zastąpią pokus
wierność która oschła wyciągając palce
wyświechtane słowa dziś już nic nie znaczą
bez pewnej gradacji rogówka ropieje
żadne z szat przebrania sylwetek kreacje
same płaskostopia w głowie nie wyleczą