bez ładu i składu niepoukładanym
staje się zagadką, sądem ostatecznym
albo sprawozdaniem z emocji wypranym
pogodzenie z faktem o bycia istocie
finezji przypadków w nurt rzeki rozlanych
niesie połamane, umazane w błocie
tępe kły dociekań istnień zakazanych
przypalane ogniem maski obojętne
nie zobaczysz na nich ni śladu zwątpienia
buntują się myśli z gazety wycięte
jak na złość spojrzeniom ślepym od patrzenia
bezwolnie zasypiam nie myśląc o niczym
snom stawiając czoła w gnuśnej Nibylandii
by jawą zadeptać w milczeniu panicznym
stopione z asfaltem ślady do Arkadii