przeistoczyły swe oblicze
Wiruje w nich
to co nieuchwytne dłoniom spragnionym
Próbuję złapać ten promień słońca
w chłodnej garści
ogrzać zgrabiałe palce złudzeniem
Do czasu
aż powieki w spoczynek zapadną
Szaleńcem być mi dane
co tańczy w słońcu Twego spojrzenia
Choć nie pojmuje
i pojąc nie pragnie