<br />
Zatrzymałam się na chwilę, żeby poprawić makijaż, obejrzeć książki w księgarni, powiedzieć kilka razy dzień dobry i na odczepnego kilka prostych słów. I powiedzą, że jestem miła, a ja nie przywiązuję wagi do tych drobnych gestów, które ktoś odmierzy na moją korzyść.<br />
<br />
Jestem.<br />
<br />
Jeszcze się nie nauczyłam pod prąd wiec musi być tak - na oślep i prosto, byle dalej od wczoraj.<br />
<br />
Dziś też nie jestem sobą, tak naprawdę nie pamiętam, co robiłam wczoraj i przedwczoraj - nie pamiętam drogi, pracy, ludzi, ani kiedy zmęczona usnęłam nad stertą papierów. Dni mijają beze mnie, obok mnie, poza mną. Nie czuwam nad upływającym czasem, odmierzam tylko kawy, papierosy i przekładam mechanicznie stertę arkuszy.<br />
<br />
Wrócę za moment, będę taka jak dawniej, w miękkich pantoflach, jasnych kolorach, starannie dobranym makijażem.<br />
<br />
Ale to za chwilę.<br />
<br />
Ja czekam teraz, jak dziecko ufam i wierze, jak dziecko nie rozumiem. Dlatego tak uparcie biegnę prosto przed siebie z teczką pełną zbędnych arkuszy, w wytartych dżinsach i z rozmazanym makijażem.<br />
<br />
Wyciągam długie mocne. Podobno już wyglądam jak papierosy, które zaczęłam palić w wieku 34 lat. Długa, chuda i toksyczna. Fakt, zraziłam do siebie całe moje towarzystwo życiem pod odstrzałem, ale cóż. One przecież wiedzą, że od kilku dni piję samą kawę, unikam spojrzeń, uparcie wymazuję dni i skrupulatnie wypełniam arkusze.<br />
<br />
Bo tam obraz jak ze snu, spacerki wieczorami, wyjazdy za miasto, ciągłe telefony, wspólne noce.<br />
I otwarłam oczy i obok nas zobaczyłam ją. Jak stoi pod parasolem w letniej sukience i macha do nas ręką.<br />
Pierwszy raz zobaczyłam jej ładną jasną twarz.<br />
<br />
Ukrywałam jak mogłam jej obecność. Nie istniała dopóki była tylko imieniem, nie miała twarzy, była tylko niemiłym dźwiękiem, przeczuciem, grzechem. A teraz to imię przylgnęło do wysokiej zgrabnej brunetki. Ma teraz włosy, oczy, usta, nos.<br />
Ma ładną sukienkę i zielony parasol.<br />
Ma obrączkę na palcu.<br />
<br />
<br />
Wtedy pierwszy raz poczułam deszcz, bo nie miałam parasola. Wyciągnęłam z torebki telefon, zadzwoniłam po taksówkę i poszłam do kiosku kupić papierosy.<br />
Przyjęłam nadgodziny, po czym wpadłam w wir, który skończy się w najgorszym wypadku spotkaniem u psychoanalityka.<br />
<br />
Ale to za chwilę. Teraz trwa terapia – najpierw kawa, papieros, praca.<br />
<br />
Przyjdzie czas, że oczy otworzę, zgaszę papierosa, wyrzucę listy, napiszę wiersz.<br />
<br />
I skrzętnie ukryje łzy nim imię jego zapomnę obudzona kolejnym podmuchem wiosny za oknem. Zmyję emalię z paznokci, wszak do połowy straciły kolor. I kupię nowe butki, te, o których Julcia mówiła i może jeszcze tę sukienkę w kwiaty, w kolorach lata.