pośrodku rozsądku wypełniając pustkę
liryczne spojrzenie osunęło zmysły
nigdy nie dotkniemy ciszy tamtej nocy
czy skojarzysz pasmo namiętności szczytów
ze sklepieniem wiary której mi brakuje
szukałem księżyca przy latarni światłach
cała barwna przestrzeń szybko się rozmyła
stawiamy przystanki na rozdrożach myśli
kapliczki sumienia nieopodal siebie
były takie liczby które coś znaczyły
teraz zawładnęły słowa bez przyszłości
więc odejdź w te nurty tam jest przecież lekko
każdy jest kowalem swojego kamienia
mój już mnie przygarbił przyciąga pod ziemię
twój ma kształty ostre nic więc w nim nie zmieniaj
ocal chociaż w sercu kilka chwil miłości
tych co połączyły naiwności morze
bo choć światło zgasło rumiane policzki
utrzymały kolor na pomoście smutku