wiosną nie z wierszy
spowiedzią szczerą
jak śmiech świeżowdowi
półsierocy
dziecięcy
chwilę po
I toczę się
paciorkiem różańca
pompejańskim zboczem
ku dnu
przerwaną nowenną
nie do odparcia
ostatnią deską ratunku
W mrok zabrnąłem gęsty
tu świtem straszy
sumienia rany
co snem zwykła
noc nie bliźni
odwlekam jutro w czasie
Pod powiekami koronne sploty
Wariacja kolców i cierni
co myśl wraca obrazem
rozciąga płótna
na kącikach krzyku
ust zajadem
A obca planeta żąda bym musiał
nie sercem
uczenie pisał
dla hord zrodzonych z uszczerbku
promieni
i blasku ciemnej strony księżyca
Mrok odparłem gęsty
zimne dreszcze
opętał otwarty zeszyt
przechadzam się wśród wierszy:
tu słońce zajdzie świtem
w przyszłość się sięga pamięcią
przedwiośnieg kładzie dywany
jewelskim amarylisem
A ja
jak pończochy tkane trudem pajęczym
co je dzień z nocą złoci to srebrzy
pod ciężarem wilgoci kryształów porannym
trwam niezłomny
Piszę
i smaga mnie oddech niebieski
co królewskie dęby ugina kaprysem
niesie szept błogosławieństwa
po arkuszach ech
A gdy mrok wiosna
jeszcze raz przymiecie
wyjdę nazbierać gwiazd
U stóp mu złożę świetliste kosze
mlecznej drogi kwiecie
we włosy wplotę