w publicznych domach i klubach wstyd własny zgubili
na koniec drogą whisky za życiowy utarg wypiliśmy
młodzi i głupi byliśmy co się stało nie wiedzieliśmy
Gdy już na hotel iść mieliśmy o prawdzie się dowiedzieliśmy
od kumpla z miasta starego złodzieja samochodów zacnego
jak nigdy o zmroku trzeźwy i nagle dziko pobudzony
podbiegł do nas co tchu, zadyszany i oszołomiony
Bo wtedy cośmy pili dwóch kumpli nam zabili
za zarobek nasz i szczeniacki wybryk młodości zapłacili
Antek student matematyki zawsze przez życie bity
Wojtek kierowca zawodowy mąż mej siostry ukatrupiony
Nic złego nie zrobili, tylko bandyci ich z nami pomylili
bez namysłu wystrzelili za wschodnią granicę wybyli
whisky i kurtyzany nas ocaliły tej nocy wolno puściły
lecz kości zostały rzucone karty życia policzone
Tydzień później na ich pogrzebach płakaliśmy
białe kwiaty ze wstydem i współczuciem składaliśmy
mnie siostra przeklęła a kumpla zabrała matka Hera
mnie więzi więzienna cala a chłopaków grobowa ziemia
Wybaczcie mi to co zrobiłem… i że życia nie doceniłem...