Chodziła od krzesła do krzesła co dnia
Aż pewnego poranka musiała zdecydować
Czy gdzieś zostaje czy radzi sobie sama
Posadzili ją na dwóch krańcach świata tego
I nic nie mówili , co dobre co złe
Wspierali we wszystkim i w niczym ją ludzie
Zmieniający się wciąż jak ryby w oceanie
Posadzili ją na dwóch krańcach jej świata
Choć nie chciała , choć biła , krzyczała i drapała
Pragnęła uciec lecz za ręce ją trzymali
I zabili motyla ludzie szarzy i mali ...