w bezlitosnej otchłani rozumu,
szukam wyjścia z nierozwiązanego labiryntu marzeń,
łudzę się, że mam jeszcze szansę,
bo nić zrozumienia jeszcze nie pękła.
Chcę spojrzeć wstecz, lecz widzę twarz gniewu,
niczym Orfeusz tracę swoją bratnią duszę
i pogrążona już w odwiecznym smutku,
tęsknocie swej i nadziei daję upust.
A może jeszcze kiedyś Cię zobaczę,
tak promiennego, niczym słońca łuna
i wybierając między decyzjami,
to ja okażę się tą najwłaściwszą.