bo nadepnął jej na stopę
cierpki bezcielesny uśmieszek
nie do końca jasne czemu
poszedł więc dalej
W południe w aptece pac w ryj
gruby pan nie chciał czuć jego oddechu
na swojej wiekowej pomarszczonej szyi
chwila namysłu i refleksji
bycia grzecznym o dwunastej zero dziewięć
stanął i spojrzał
w mordę
w mordę na przystanku
tam znów w mordę
Każdy chce być czasem bohaterem
i on
kiedy próbował ratować pannę spod gwałciciela
oberwał w paszczę od obojga