coś zza szafy wyłazi pierdzi
mam w dłoniach kiszonego ogórka
który zbawi mnie dziś o 16.07
Ktoś zaparkował swoje buty
pod moim zapyziałym śmierdzącym wyrem
pod drzwiami dziwny koleś puka czołem
w stare drzwi pamiętające Stalina
Wypróżniam się i podcieram gazetą
w lodówce tkwi jeden plasterek boczku
spod sufitu głos szepcze zabij się zabij się
Kiedy zasypiam mam za żonę Indiankę
mieszkam w pięknym pueblo
więc dziś moja stara żyletka mi pomoże
nie wrócę już do koszmarnego pokoju