dwie małe pomarańcze trochę krojenia
i sok piekący dłonie
już nie pamiętam kiedy moje soki
ostatni raz wypłynęły na światło dzienne
to już kolejna jesień kiedy nie ma twojej ręki
wodziłeś nimi powoli
stosując ten magiczny rytuał
kciuk
dwa palce w głąb doliny i koliste podrażnianie warg
a ja twoja Nefretete
nabrzmiała w spazmach
wybuchałam raz za razem
nocuję w koszuli mimo że zima blisko
bez bielizny
w nadziei czekając na pukanie do drzwi
oświetliłam ganek tylko to cholerne światło
nie daje już życia
modre oczy mogłabym się w nich przeglądać
takie krystaliczne
szkoda że zabrałeś je ze sobą
Zuzia też odeszła
powiedziałeś
to mój nowy powiew świeżości
póki co wyciskam pomarańcze
na wózku każdy rarytas
musi przecież cieszyć