sen przebiera fabułę przez palce
przed świętami przechadzam się po parku
mam ulubioną ławkę gdzie śrubokrętem
wyrzeźbiłam swoje inicjały
wysłużona popękana pamiętam że w tamtym roku ktoś przemalował ją na kolor matowy
przychodzę tu jako obserwator osoba podpatrująca nieznajome twarze drzewa pobliskie samochody
ta sama godzina dzień i mężczyzna z partnerką naprzeciwko
ona siwa kobieta w średnim wieku zgarbiona wygląda o parę lat więcej od faktycznego stanu on z haczykowatym nosem zarostem i przebiegłymi oczkami siedzą nie odzywając się do siebie słowem widać że nie darzą się przesadną sympatią a jednak co roku siedzą razem na tej ławce jakby to było ich jedyne wspólne przyzwyczajenie jakby nie było już nic w tym pieprzonym życiu co mogłoby ich jeszcze jakoś połączyć
naciągam kaptur głębiej na głowę
pamiętam te twarze cuchnący oddech pijaka i kobietę która broniła jego awanturnicze usposobienie
odczekuję pięć minut które wydają się wiecznością i odchodzę
jak przed laty