Nieszczęśliwie zakochani, ochlejusy i wywłoki
Myśliciele, wy nieroby, ratujący światy rymem
Bohatersko uciekacie przede każdym dymem
W końcu lepiej lamentować, morze słonych wylać łez
Bagietki jeść w cieniu drzew, gdzieś na Champs-Élysées
Zamiast podnieść swoją rzyć i słowa zmienić w czyn
Lepiej będzie zwiedzać i oglądać "Jakiż piękny jestże Krym!"
Wszakże łatwiej jest rozpaczać - "Serce rozerwane mam na dwoje,
Kiedy patrzę, kiedy widzę, jedwabiste lico Twoje"
Niźli zrobić coś i podejść, choćby wprost ją adorować
Prościej będzie pod pancerzyk poetyki głowę gdzieś głęboko schować
Pokrzepionych serc pasterze, co rozliczacie narody
Co odważni poza bojem, wielcy tchórze pierwszej wody
W wersach piękni kochankowie, myśliciele, przewodnicy
W życiu siedzą jak pod kloszem, oto wielcy buntownicy
Dłonie czynem nie splamione, tylko kartki słowami
Zwane przez "uczone głowy" nieśmiertelnymi dziełami
Kółko wiecznej adoracji, jakże wyższe nad demosem
Plebejuszom mądrość wkłada nadętym jako balon głosem
Skoroście lepsi, literaci, naznaczeni przez Boga
Pokażcie, coście zrobili, gdy przyszedł ból i trwoga
Kiedy coś zdziałaliście, zamiast ronić słone łzy
I opiewać, i rozmarzać "Jaka piękna jesteś Ty!"