oczy już wyprostowane
trwać tak będą
nim Morfeusz nie oswobodzi dotykiem
Betonowy kierunek przecina
akustyczne tło fauny
- orkiestra harmonii
- byt ostateczny
- ideał w skrajnościach
a choćbym wzbił się nad sępa
słowa niegodne
Niech mnie Stwórca ukarze wstydem
Na wszystkie języki świata
na postęp ludzkości
- niczym jesteśmy!
Technikę mam pod członkami
wszystkie mięso nad nią
Pędzę i wiem, że jestem
stanowię opór wiatru
wieje mi w twarz
wiatr mnie tworzy
nie ignoruje
jestem
trwam i znaczę
Nie czas na nieparzystych
Ogórki zbiera się parami
To ja, a to mój kompan z przymusu
On jest rudy
wysoki gruby
z przymusu
tutaj i ze mną
Królestwo Słońca
Gleby grillują nas żywcem
pot topi powieki
Spytajcie ptaków,
położenie par
niby wykres życia
Wpierw on upada
ja mu pomagam
później odwrotnie
wiadro mamy wspólne
idziemy dalej w milczeniu
to ja
a to mój kompan z przymusu
Po południu przyszły chmury
i klęliśmy na nie
jeszcze bardziej niż na Słońce
nie zbiera się ogórków w deszcz