nie widziałem dzisiaj cienia
i nie da się zliczyć gości
krążą ciekawe spojrzenia
z podłogi zbierają kwiaty
nektar spijają z butelek
głośno cmokają ich usta
gdy podziwiają ścian zieleń
gąszcz korzeni ze ścian spływa
poskręcane plączą pętle
dzika bestia sen przerywa
szczerząca kły za segmentem
nieuważnych gości chwyta
liany pętla się zaciska
słychać trzask łamanych kości
tych co chcieli spojrzeć z bliska
mój dom przyjmie te istnienia
by przegniły w bestii trzewiach
innym da nadzieję nową
by wzrosły kolcem na krzewach
i bluszczem spłynęły z biurka
wśród stworzeń dużych i małych
aby tam zmartwychwstały
pośród konarów zmurszałych
plącząc idee i myśli
znaczące tyle co zieleń
dzika przyroda i wyścig
poukrywanych w niej stworzeń