-Może to sprawi,że te myśli nie dające mi żyć odejdą?
Spojrzała w niebo gdy blask Księżyca przeszył ją na wskroś. Tak jakby palec Boży dotknął jej serca...
W końcu poczuła się wolna...
Wolna od zmartwień...
Wolna od myśli bijących się w jej głowie...
Po prostu wolna...
Po raz pierwszy odetchnęła pełną piersią.
Tak jakby w jednej chwili odnalazła siebie...
Zniknął żal...
Zniknęła bezradność...
Odeszły zmartwienia...
Zapomniała o jedynym przyjacielu na ziemi jakim był mąż...
Nikt już się nie liczył, tylko chęć pojednania z Bogiem w Niebie...
Czuła,że tylko t o może ją uratować od ludzkiej nienawiści i wszechobecnego zła.
Wiedziała, iż pozostawi smutek i łzy...
-Ale czy będą one szczere??
Długo nad tym rozmyślała (nie tylko tego wieczoru).
Kochała, ale nie była kochana...
Ufała, ale samej nikt nie ufał...
Wierzyła, ale nikt w nią nie wierzył...
Była dobrym "duchem" , który budził się w jej sercu gdy widziała smutek czy rozpacz...
Sama jednak nigdy nie spotkała kogoś takiego...
Wierzyła w lepszy świat, który przynosił jej tylko rozczarowanie.
Nie wytrzymała... Ruszyła w swoją ostatnią podróż-do Nieba...