jak się zjawiłaś
byłaś białą ścianą
co chciała być kolorem
pustym podwórzem
dla kilku głosów
kawałkiem podłogi
bez granic odrysowanym
pochyleniem nad biurkiem
wypisanym
nie moim okiem
i na wprost
siebie szarym mrugnięciem
wszystkim tym ozdobiona
z za okien na mnie
spoglądasz
pośród wielu którzy
za ciebie pogrążeni
w kontemplacji