wnikasz we mnie jak zakochana strzała
subtelne mrowienie
zagłębiasz się w moje łyko
melodia szamana
zmrużone oczy
film się zaczyna
łąka czerwona posapuje ciężkimi chmurami
mech na kamieniu ćwierkoli
ptaki unoszą drzewa nad górami
szafa rozmawia do mnie drzwiami
wielki meteoryt ląduje na brzuchy
w bezbólu witam się z trzewiami
uradowana codziennym spotkaniem
nagle niebo sufitem runęło nieproszone
wywróciło mój mózg na lewą stronę
jawa okrutnie miażdży błogostan
coraz krócej działają jady wszystkich węży
kładę się w kącie skulona przytrzymując język