słońca horyzontem
w swym wypiętrzeniu
lśniąc cicho podniebnie
górskie ustronia
sycone szmaragdem
cichymi skrami
wpatrzone w obłoki.
Tuląc w swych dłoniach
górskich barw oblicza
przechodzą w ciche
coraz cichsze szepty
kołysząc ducha
w pieśni modlitewnej
śnią ciszy szumem
przykryte dywanem
W ciszę tą nagle
z bezbrzeżną tęsknotą
śnieg w ostrym wichrze
trzepocze bławaty
dal bieli ścieli
w chłodzie długich zmierzchów
magiczny nastrój
z odsypanych marzeń
w spokojną ciszę
dyrygent batutą
w pół czuwający
miedzy snem a jawą
otwiera koncert
symfoniką dźwięków
ulotne brzmienia
rozbudzają echa
===========================