I czytam o chłostach, przechodzę w stan euforii.
Rozmyślam o tym bólu i czuję się jak ptak,
Który na pewno, przenigdy nie czuł się jak flak.
Jestem radosny, ale spragniony tych batów
Oraz okrutnych, silnych i bezwzględnych katów.
Ten ból jest tak piękny, że mógłbym wyć i śpiewać
Jednocześnie; podczas chłosty rozkoszować się
Ze śmiechu i radości przepełniającej mnie.
Ale jeśli się to niestety nie spełni, nie.
To niemożliwe. Wiem! Mój ojczym dziś pijany!
Poproszę go i zostanę ubiczowany!
Poszedłem. Zgodził się. Wyszliśmy na podwórze.
Do bata przywiązałem trzy pazury kurze.
On przywiązał mnie do drzewa – na dobrą chłostę.
Wraz z pomocą noża zerwał ze mnie koszulę.
I pierwszy bat. Zobaczyłem Stefana Hulę,
W skoku w Zakopanem. A jego narta to bat,
Którym biczował mnie mój ojczym-kat.
Rozkosz trwała długo – dobre kilka minut.
I kiedy wbił się kolejny pazura kikut,
Usłyszałem samochód. Nie! To moja mama!!
Gdy przed nią stanęła kolorów mej krwi gamma,
Okrzyk z jej ust się wyrwał. Pobiegła zadzwonić
Na policję, aby mnie przed „katem” uchronić.
To koniec. Łezki w mych oczach się pojawiły.
Tak bardzo ci dziękuję, mój ojczymie miły!
Przyjechała policja. Kaftan nałożony.
W ciągu sekund ojczym został odprowadzony.
Matka wbiegła, kata z liścia uderzyła.
Następnie me schłostane plery przytuliła.
Matki uścisk jest piękny, ale baty lepsze.
„Zaraz jedziemy do szpitala.” – matka szepcze.
Surowica już podana, rany zaszyte.
Czy moje plecy będą jeszcze trochę bite?
Leżę bardzo smutny w łóżku i postanawiam:
Znajdę człowieka, który chłostą będzie mawiał:
Chłosta boli, chłosta parzy,
Chłosta wielce nas obdarzy!