i cicho
bezszelestne nietoperze
wyłapują w sercach naszych
najcichsze ćmy
nie śnimy nic
a rano
wyjdziemy na deszcz
woda zliże z nas
grubą warstwę gorzkiej
obojętności
we fleszu błyskawic
zamkniemy usta
pocałunkiem
najgorętszym jak tylko się da
i z końcem dnia
uciekniemy perfidnie od mas
by w nocnym anturażu
pustych słów
zasnąć głębokim otępieniem
aż znów zbudzi nas
deszcz