spłakanymi listami
czemu litery tak niewyraźne
rozmazane westchnieniami
brzmią jak hejnały
jak najpiękniejsze serenady
jak coś czego słowo
nigdy w pełni nie wyrazi
tylko
wszechobecna cisza
przyozdabia na ciebie czekanie
w sznury przelatujących łabędzi
w rzeźbione chmury
w słońce które kolorami tęczy
maluje na moim policzku
twoje usta w poświacie czerwieni
i śniegi skrywające
długie z tęsknoty sople
nadziei