Oprócz doktryn marksizmu oraz leninizmu
Wpajano nam zasady bezpieczeństwa pracy.
Przy zajezdni mieszkał mój kolega Ignacy.
Gdy tam łaziłem uważałem na tramwaje,
Most i trakcję. Wszystko było tam stare.
Raz do Ignacego wybrałem się wraz z Basią –
- Moją pięcioletnią kuzyneczką malusią.
By się nie nudziła poznałem ją z Ignacym.
On to lubił się zabawiać z każdym dzieciakiem…
Zgodził się nas odprowadzić, gdy wracaliśmy.
Po drodze różne bareizmy czytaliśmy:
„Strzeż się pociągu i trakcji” – pierdoły różne.
Nie istniały osoby tym napisom dłużne.
Gdy przechodziliśmy przez mostek nad torami
Basieńka zapatrzyła się nad tramwajami.
Widząc, że jest w tyle poczęliśmy ją wołać.
Nie było czasu – miałem podłogi szorować.
I gdy Basieńka prawie nas już dobiegała,
Z suchym trzaskiem, deska pod nią się załamała.
Pod most zapadło się dziecko na naszych oczach
W miejscu gdzie mogła wylądować na przewodach.
Błysnęło, huknęło
I dziecka nie było…
Przeraziłem się strasznie. W gacie narobiłem.
Ile sił w nogach uciekać stamtąd zacząłem.
W panice i histerii biegłem wprost do domu.
Co ja mam zrobić?! Co powiedzieć oraz komu?!
Nigdy już nie ujrzę mojej kuzynki małej,
Leżącej pewnie pod mostkiem i usmażonej.
Co zrobił Ignacy? Tego pewien nie jestem.
Mógł rażony zginąć bohaterskim gestem.
Gdy byłem już w domu nie mogłem nic wydyszeć:
Że Basia, że trakcja, prąd… Zacząłem krzyczeć.
Nie próbował mnie uspokoić nikt z rodziny.
Wszyscy wybiegli w stronę torów ile siły.
Zostałem sam z sumieniem i pustym mieszkaniem.
Czy powinienem zostać ukarany laniem?
Pilnowaliśmy ją, Ignacy wręcz za bardzo…
Dzięki trawie pod mostkiem, nie było tam twardo -
- Gdyby nie trakcja, dziecku nic by się nie stało,
A tak to najpewniej na tej trawie skwierczało.
Pół godziny później usłyszałem śmiech ludzi.
To niemożliwe. Czy mój umysł już się łudzi?
Gdy wyszedłem przed dom, Basieńkę ujrzałem!
Całą i zdrową! Jestem w niebie? Już umarłem?
Może jeszcze na mostku dostałem zawału,
Albo zatłukli mnie na śmierć w ataku szału?
Ignacy jedną dłonią trzymał ją za rękę,
A w drugiej trzymał czarną, osmaloną deskę.
Wszystko to było prawdą i się wyjaśniło:
Przewody dotknęły jedynie deskę przegniłą,
Basia spadła obok – prosto na miękką trawkę,
Na chwilkę poszła płakać na najbliższą ławkę.
Wyjątkowo nie będzie w tej historii lania,
Ani żadnych innych cielesnych form karania.
Szczęśliwie skończyła się ta historia cała.
Gdy naprawiano mostek, Basia smacznie spała.
Przez jakiś czas do Ignacego nie chodziłem.
Wrócić w tamto miejsce jakoś nie potrafiłem.
Najważniejsze, że Basieńka się nie upiekła,
Bo Ignacemu mina by z pewnością zmiękła…