W granatowo szare
tętno miasta
jak z mgły ulepieni
weszli
i parli naprzód
bezcieleśni
w dusznych oparach
i dymach duszących
rozlali się szeroko
pomiędzy wąskie ulice
szerokie drogi
białe mieli lica
i chód ich ściszony
po dzieci przyszli
niewinne istoty
o jasnych oczach
myśli
po głodnych i zgnębionych
w mieście biedy
na place zabaw wstąpili
jak czarne kruki
zasiedli
nastroszyli
wpatrywali wąsko
w ofiar swoich cienie
upatrując wybrane
dziecię
królowa ich posłała
każdy zapomnienia
nosił brzemię
zamknięte w małej
kuli
do pasa przytroczone
podchodzili
częstowali
dzieci nieświadome
one z ufnością jadły
cukierki
i zapominały
gdzie dom gdzie matka
uprowadzenie było łatwe
same szły
przez most
przez drogę
wąską kładką
las
las szeroki
jak obca ziemia
obca mowa
zapomniały
nic nie ma.