To był wrześniowy spacer. Chłopak i dziewczyna. Piękna pogoda i spacer nad pobliskie jezioro. Rozmawiali. On starał się ją rozśmieszyć. Jednak coś zdawało się być nie tak jak być powinno. Rozmowa zaczęła się nie kleić. Ona coraz częściej nie odpowiadała. Była zamyślona. On cały czas mówił jak dobrze się z nią czuje... jak bardzo ją kocha...<br />
Ona nie mówiła nic. Stali już na brzegu jeziora nad nimi przelatywał akurat klucz bocianów odlatujących gdzieś w cieplejsze strony. Tafla jeziora była gładka i spokojna. Sielanka. On usiadł. Jednak ona nie usiadła obok niego. Nie mogła już dłużej tego ukrywać. On wstał. Na jego twarzy malował się niepokój... &#8211; Kochanie co się dzieje? &#8211; spytał. Wtedy padły te gorzkie słowa. Słowa ,które zmieniły jego życie. Chciał powiedzieć nie możesz...Kochanie ale ja tak bardzo Cię kocham! ... Lecz nie wydusił z siebie ani słowa. Spojrzał jej w oczy. Były tak spokojne jak tafla jeziora. Jego oczy zdawały się wybuchnąć zaraz łzami. Nie chcąc tego pokazać odwrócił się i patrzył w głęboką toń jeziora. Serce zdawało mu się wyrwać z piersi. Ręce drżały. Myślał że cały świat odchodzi. Zostanie sam. Nie mógł znieść tego uczucia. Osoba która kocha zatopiła mu nóż w samo serce. Wepchnęła go głęboko. Niemal czuł że umiera. Ostatni raz spojrzał na dziewczynę. Pożegnał się i jak najszybciej poszedł w kierunku dworca... Ona udała się w kierunku domu. &#8211; nie ma tu dla mnie miejsca &#8211; myślał. Zaszedł do domu wziął pieniądze i wyszedł. &#8211;Musze sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. &#8211; Mówił sobie w duchu. <br />
Bez zastanowienia wsiadł w autobus ,który akurat zajechał na przystanek. Następnie w pociąg. Jechał. Jak najdalej. Nie chciał wrócić. Nie miał dla kogo wracać. Stracił sens życia...<br />
Stalowe koła pociągu stukały o kolejne szyny. On jechał i myślał tylko dla niej. Stracił ją a tak bardzo ją kochał. Chciał o niej nie myśleć ale nie mógł. Dlaczego ją stracił? Dlaczego przestała go kochać...Czy w ogóle kochał? Dlaczego...? Te pytania roiły się w jego głowie.<br />
Obwiniał się. Płakał. Myślał o odebraniu sobie życia. Nie mógł. To wbrew jego zasadom. To by było tchórzostwo , niemożność przeciwstawienia się zaistniałej sytuacji - myślał...<br />
Wysiadł w Gdańsku. Dworzec Centralny. Była druga w nocy. Co robić? Gdzie iść? - Myślał... Na dworcu nie było prawie nikogo oprócz paru podróżnych i bezdomnych przechadzających się bez celu tu i tam. Z łzami w oczach spoglądał na przytulającą się parę. Pomyślał &#8211; Chce zobaczyć morze. I poszedł w jego kierunku. Do morza było około dziesięciu kilometrów. Jednak on szedł dalej i już po godzinie był na brzegu morza. Był sztorm. Spoglądał daleko w zburzone morze. Wciąż myślał o niej. Nie mógł o niej zapomnieć nawet na chwilę... Wciąż zadawał sobie te same dręczące go pytanie...-Dlaczego?<br />
Usiadł na ławkę na deptaku wciąż patrzył na zburzone morze. Utożsamiał je sobie teraz z własnymi odczuciami... Wciąż myśląc o niej...<br />
Nastał ranek. Piękny wschód słońca. On ciągle na ławce. Nie spał. Nie jadł. Nie był senny ani głodny. Podziwiał teraz piękny wschód słońca. Słońce oblewało spokojne już morze blado różowym odcieniem. Był bardzo smutny. Załamany. Ale myślał że musi żyć dalej. Życie nie kończy się przecież na miłosnym zawodzie. Wtem przysiadł się do niego bezdomny i spytał czy ma dwa złote. <br />
-Tak mam.- westchną ze smutkiem i nie patrząc na monetę ,którą wyciągną dał mu pięć złotych. Żebrak uśmiechną się do niego przysiadł się i spytał &#8211; Coś się stało prawda?<br />
- Tak, ale to nie ważne. <br />
- Dziewczyna? &#8211; Spytał.<br />
- Nie ważne...- Odparł. <br />
<br />
Bezdomny uśmiechną się i odparł: Nie martw się. Na tym świecie zawsze znajdzie się ktoś kto Cię kocha. Jeśli będziesz z tą osobą i Ty również będziesz ją kochał. Wasz związek będzie jak to morze. Stateczne. Lecz będą też sztormy. Ale będziecie jak okręty w tamtym porcie. Chodź jest już po sztormie one stoją dalej nie zatopione. Bo są ochronione wałami portu &#8211; waszą miłością. A potem morze jest spokojne. Jeśli natomiast nie będzie pomiędzy wami miłości. Wasze okręty zatoną. A potem spoczną na dnie morza...waszej pamięci...<br />
<br />
- A co jeśli Ja kogoś kocham a ta osoba mnie już nie...?<br />
- Wtedy jesteś jak wyspa z której ktoś odpływa.... Odpływa lecz po pewnym czasie wraca doceniwszy jej walory.<br />
- A co jeśli ta osoba nie zobaczy tych walorów...?<br />
- Wtedy jesteś jak to morze...Samotne....Tak jak teraz Ty i ja. <br />
<br />
Po tych słowach odszedł. A chłopak przesiedzi wszy resztę dnia zadecydował, że wraca do domu. Wrócił, lecz nie poszedł od razu do domu. Chciał ja zobaczyć jeszcze raz...chociaż przez moment. Usiadł na ławce pod jej oknem żeby, chociaż na chwilę móc ją zobaczyć, kiedy spojrzy przez okno...<br />
Była już późna noc...Zasną na ławce...Spał niespokojnym snem o ile można to nazwać snem... <br />
<br />
Rano wstało słońce. Dziewczyna zobaczywszy go przez okno. Wybiegła do niego. Przepraszała. Przytulała i płakała.<br />
- Przepraszam kochanie...nie wiem dlaczego tak postąpiłam...przepraszam...Kocham Cię...przepraszam...kocham...<br />
Chłopak patrzył na nią jak by ją widział po raz pierwszy...<br />
- Kim jesteś &#8211; Spytał<br />
- Proszę Cię przestań tak mówić. Nie pamiętasz mnie już??? &#8211; płakała.<br />
- Nie...<br />
Dziewczyna płakała rzewnymi łzami...- Jak to? Skarbie przepraszam...proszę odpowiedz coś...- Płakała<br />
- Ale kim ty jesteś?<br />
Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła na niego. Płakała...<br />
- A oczy zaszły mu już mgłą....<br />
<br />
Na plaży nad jeziorem zebrał się tłum gapiów. Znaleziono trupa &#8211; mówiono.<br />
Wezwano policję i pogotowie. Reanimowali go. Sprawdzano okoliczności śmierci.<br />
<br />
- Przeprowadzaliście reanimacje? &#8211; Spytał prokurator<br />
- Tak &#8211; odparł lekarz<br />
- Jak diagnozujecie śmierć? Topielec? Samobójca?<br />
- Nie...<br />
- To co z nim...?<br />
- Pękło mu serce...<br />