a noc stawała się coraz ciemniejsza
po omacku idę wśród szumiących liści
śmieją się ze mnie
choć znam na pamięć każde pęknięcie na ich pniu
skłuty pokrzywą
skrwawiony od drzazg
czuję się jak wtedy lecz
tym razem
nie upadam
Zapalam światło
rażące jak ognisko
ucicha szelest
milknie śmiech
idę
kuleję nieco
a krew sączy się drobnymi kroplami lecz
tym razem
nie upadam
to ja rozpaliłem światło