nie bój się i podejdź
jest zimno nie sądzisz
długo już tak błądzisz?
nie znam odpowiedzi
sensu nie rozdaje
nie wiem co trzeba wiedzieć
co mi się wydaje
świat widzę rozmazany
rozregulowany
bez tęczy obręczy
w czarno-białe plamy
w okruchach szarości
bez blasku i chwały
bez snów o boskości
bezradny, za mały
rozmokłe przestworza
wyschnięte odmęty
i my na bezdrożach
krętych, obojętnych
zatroskani troską
że przemija życie
i czy przyjdzie nam potem
plątać się w zaświecie
chcemy coś rozumieć
czasami potrafić
zmienić coś lub zyskać
za wiele nie stracić
siedzimy teraz razem
sklejeni milczeniem
paląc świece absurdu
co są ukojeniem
rozbłyska pragnienie
przeciąć wątłą strunę
by niewiele myśląc
jeszcze mniej rozumieć