staje ta młoda królewska para.
Polityczną myślą sobie przeznaczeni
podpisują państwa układy rękoma dzieci.
Piękna to była ceremonia,
radość i zachwyt – królewska ironia?
Później trochę milczenia
i ślub się przemienia.
Korowód miłosny jest żałoby procesją
a błyszczące stroje tracą swój połysk.
Idzie panna wdowa w białej sukni śmieci
a pan nieboszczyk w trumnie dzielnie leży.
Pani jest piękna lecz jakże obojętna,
pan zaś leży bez ruchu,
blady.
Szczęście jest rozpaczą
smutek zaś zachwytem,
rodzice swe dzieci przeżywają
a majestat króla w błocie leży.
Panna wdowa bardzo się nie złości
chyba jest zbyt młoda.
Idzie z twarzą pełną tajemniczej zadumy,
krok za krokiem stawia na cmentarnej ziemi.
I już miejsca ustępuje nowej przyszłej królowej
tracąc... wszystko.
Dwie łzy malują się na jej twarzy
jedna – łza ulgi
druga – łza bólu.
Która jest cięższa?
Obie da się znieść.
Ślub się miesza z grobem,
mają wiele wspólnego.
Są początkiem czegoś nowego,
rodzą ambicje i plany
oraz dają miejsce poklaskowi tłumów.
W katedrze odbywa się uroczystość
ślubu i pogrzebu – połączonych w jedno,
jedno umiera by zrodzić drugie.