Dostrzegłem piękno Twego dzieła
Z dala od zgiełku miasta i wyścigów
Halny wiatr mi o Tobie śpiewał
Górski szum strumieni
Cichy świergot ptaków
Co serce me odmienił
I znów jestem na Twym szlaku
Choć jest to wyboista droga
I trzeba nieść swój krzyż
Za Tobą znów podążam
Kierując się na sam szczyt
Grzeszną przeszłość pozostawiam w kotlinie
Obmyty przez prysznic przebaczenia
Skoczę w przepaść, lecz nie zginę
Podążam za krzykiem sumienia
Ci co Ciebie nie znaleźli
Niech spojrzą w oczy matki
Tam ślepi by dostrzegli
Wzrok pełen miłości Twej i łaski