Startował samolot raz ostatni o poranku
Jego silniki pracowały szybko i bez ustanku
Tu-154 M wzbił się i rozpoczął rejs po niebie
Kierunek Smoleńsk określony miał na dziobie
Na pokładzie zasiedli nie lada goście
Prezydent RP, jego żona i pozostała elita
Lećcie, lećcie nikogo o nic nie proście
Bo nie wiecie kto was w Smoleńsku przywita
Lecieli, lecz nawet nie wiedzieli że nie są sami
Pani śmierć zagościła na pokładzie
Aczkolwiek nie wszyscy byli abstynentami
Kapitan obserwował lot pilnie jak na
dyktandzie
Mijali ciemne chmury gdy ją zobaczyli
Piloci jednak ją okrążyli i dalej kluczyli
Tam niestety na samym dole biała brzoza
Pasażerów i pilotów ścisnęła wielka groza
Tu na pokładzie Pani Śmierć przechadza się
z kosą
Pasażerowie już wiedzą, że ich skrzydła już
nie doniosą
Płacz, lament, modlitwa i jej wołanie:
Pasażerowie! To już z życia abdykowanie.
Pani Śmierć kosą bezlitośnie ścina
przerażone głowy
Samolot rozbija się nie dotykając kołami pas
betonowy
Odeszli i już żywi nigdy nie powrócą
Tylko naród swoją śmiercią rozkłócą
Pozostali sami, czyżby cudu nie godni
A czy my naród też zupełnie bezradni?