gdy stwierdzam że muszę że tego nie zniosę
cisza ciemność kamień beznadziejny żart
marna to pociecha - gorzki posmak skarg
szamoczę się w więzach ponurych tajemnic
płynących ze świata nieszczerych obietnic
gra – zwyczajne słowo nabiera znaczenia
a reguł co chwila więcej do zliczenia
bądź mi drogowskazem lecz na tym nie koniec
będę się sprzeciwiał na glinianym tronie
poznam labirynty i uciec spróbuję
odkryję niebiosa i boskość odczuję
kuglarz i bluźnierca prorok i naukowiec
wiejski kaznodzieja artysta wędrowiec
a może Chrystusem będę okrzyknięty
wrażliwie nieczuły i święty przeklęty
światła wszystkie światła na dno rozpadliny
tam jeszcze się ruszam ale jakby inny
mały porzucony bredzi o spokoju
po kolana w śmieciach pytaniach i gnoju