wyniosły słysząc głos półprawdy
niosąc w kieszeniach piach rozsądku
i nie szukając z nikim zwady
w lesie w przecudnym zbiegowisku
paprocie klęcząc spowiadałem
mając w zanadrzu nic i wszystko
bez żalu bogu to oddałem
by móc iść milcząc tracąc przy tym
to co wartością jest dla ciebie
i nie uważać na człowieka
co pragnął jeszcze lepiej wiedzieć
zazdrosny snułem przy tym pejzaż
majacząc w linii z horyzontem
z przekorą rysowałem światy
coraz pod innym patrząc kątem
tak znałem wielu co znikali
gdy chciałem od nich się dowiedzieć
co się ocali a co spali
co będzie słusznym odpowiedzieć
zakryłem smutnym lalkom oczy
by nie liczyły łez na deszczu
a wszystko jakoś się potoczy
choć nie wiem ile potrwa jeszcze