porusza krople na niespokojnym czole
ogół zmierza tam gdzie nocą nie chodzę
grając siebie wciąż gubię swoją rolę
tymczasem
ten niepokój mówiący że w bezruchu zostanę
poza czasem
widać dno w które uderzając już nie wstanę
spuszczony kaganiec
stres ze strachem i w płaczu w krąg
odprawią rytualny taniec
rytm kroków zanuci omen niemych mąk
spokój wymuszony osiągam... lecz
nawet siląc się nie czuję go
zmysły nadwrażliwe krzyczą precz !
cisza tłusta i gęsta aż mdło
skamieniała rozgrzana tafla oczu
popękana krwisto tęskni za potokiem
wspominając kojący sen na uboczu
płacz nie pokropi nad pustynnym okiem
dawniej łzy wylewane w intencji wizji na jawie
dziś modły o mżawkę gdy sypki pył pruszy
wiara smutno wzdycha bo wie że się nie zjawię
brak sojuszników w spękanej ciasnej duszy
depresyjnie drżeniem ciągłym wykończona
warga zastygła bezsilnie i bez chęci
krew na języku dziś tak metaliczno-słona
a inne smaki utknęły gdzieś w pamięci
zaprawiony unikami ruchliwie w miejscu stoję
niechcąc słyszę świst spokoju jak przecieka
nowotworowo samotny czuje wszystko gdy moje
konsekwencji zgrzyt dręczy echem z daleka