w środku zimy, tuż po wiośnie
W każdej porze dnia i życia
kochać w swetrze, bez nakrycia
w wyobraźni pieścić czule
każdy skrawek twego ciała
ono delikatnie się rozpływa
kapie w kroplach na koszulę
Szepczą krzesła, okna, ściany
mapy toną, świerszcz ujada
Płyną z morzem parawany
A ja w lustrze taka blada
Jednać duszę wraz z naturą
Wybrać drogę, tylko którą?
Spojrzeć w siebie,
w otchłań źrenic
Może uda mi się przebić
przez labirynt w siódmym niebie