nie wiem nie czuje znaczenia dnia
jakieś wyroki tam zapadają
w barwnych zaułkach codzienność – trwa
skocze do światła to do półmroku
co nierozłącznie pojawia się
w słońca przebłyskach w przymkniętym oku
tak od niechcenia zmagam się z tłem
po stokroć bardziej wolę urwiska
skał pociemniałych wilgotnym mchem
skóry słoniowej odcień gdzieś pryska
kamienne dusze otula cień
słońce ma prawo pomylić światy
słonecznej tarczy też zdarza się
mieć białe plamy czy czarne łaty
i od niechcenia wypalać tlen