mych wrogów porzuconych
w zakamarkach kościołów
upadkiem naznaczonych
nie mam na myśli ciebie
rządnej zemsty i kruchej
z płaczem pędzącej w przepaść
rozpaczy ślepej i głuchej
nie mam na myśli słońca
i ziemi co umarła
by dać nowy początek
swą wierzchnią szatę zdarła
by uciec od błękitu
i błędnych korytarzy
w posępnych okamgnieniach
na nowo się przydarzyć